Wschód słońca (Sunrise, 1927) - reż. F.W. Murnau
Movies Preview
Share or Embed This Item
- Publication date
- 1927-09-23
- Usage
- Public Domain Mark 1.0
- Topics
- sunrise, a song of two humans, F.W. Murnau, academy award, classic, silent, masterpiece, olsztyn, awangarda, nieme środy, w starym kinie, oscar
- Language
- Polish
„Wschód słońca” w reżyserii Friedricha Wilhelma Murnaua z 1927 roku do dnia dzisiejszego powszechnie uważa się za jeden z najwybitniejszych filmów wszech czasów.
Friedrich Wilhelm Murnau, wybitny reżyser niemiecki, pozostaje na ustach współczesnej widowni przede wszystkim jako twórca adaptacji „Drakuli” Brama Stokera zatytułowanej „Nosferatu - symfonia grozy” (1922). I choć dzieło to niewątpliwie pozostaje tworem znakomitym, to i tak jego poziom artystyczny nie ma nawet co się równać do genialności nakręconego pięć lat później „Wschodu słońca”. A w przeciągu tych pięciu lat, Murnau rozwijał swój warsztat, pisząc historię kina dziełami takimi jak: „Portier z hotelu Atlantic” (1924), „Faust” i „Świętoszek” (oba z roku 1926).
Te trzy wyżej wymienione produkcje tak bardzo spodobały się Williamowi Foxowi - właścicielowi amerykańskiej wytwórni filmowej Fox Film Corporation, że postanowił on zaprosić Murnaua do Hollywoodu, dać mu do dyspozycji bardzo duży, jak na tamte czasy, budżet, a także pełną swobodę twórczą, aby w zamian podarował Ameryce unikalny film artystyczny. Sam mógł więc zdecydować o wyborze scenariusza, o obsadzie aktorskiej i zaangażowaniu operatorów i dekoratora, co bardzo rzadko zdarza się w historii kina amerykańskiego. Owocem tego stała się premiera 23 września 1927 roku, w nowojorskim Times Square Theatre, adaptacji noweli Hermanna Sudermanna „Podróż do Tylży”, czyli „Wschodu słońca”.
Dzieło od razu zjednało sobie nader entuzjastyczne przyjęcie przez krytykę, a także całkiem dobrą frekwencję szerokiej publiczności na całym świecie. W Polsce sporządzono plebiscyt, w którym widzowie głosowali na najpiękniejszy film sezonu 1927-1928 i tam „Wschód słońca” zajął drugie miejsce, zaraz po „Książęciu krwi” z Rudolfem Valentino w roli głównej. Antoni Słonimski, słynny polski poeta okresu międzywojennego, napisał zaś w Wiadomościach Literackich Kroniki Tygodniowej o arcydziele Murnaua następująco: „Słyszało się już głosy, że film się kończy, że nigdy z prawdziwą sztuką nic nie będzie miał wspólnego. Proszę tych sceptyków o zobaczenie «Wschodu słońca». Ma to wiele wspólnego z prawdziwą sztuką. Tak wiele, że trudno zapomnieć o tym filmie i trudno wspomnieć o nim bez wzruszenia”.
Na pierwszej gali rozdania Oscarów, w 1929, „Wschodowi słońca” przyznano trzy statuetki: za najlepszą aktorkę pierwszoplanową (Janet Gaynor), najlepsze zdjęcia (Charles Rosher, Karl Struss) oraz najlepszą niepowtarzalną i artystyczną produkcję filmową (jako jedynemu filmowi w historii, bowiem w późniejszych latach zrezygnowano z tej kategorii). Otrzymał także nominację za najlepszą scenografię (Rochus Gliese).
Ale siła artystycznego oddziaływania niniejszego dzieła nie przemija, co pokazują dwa rankingi najlepszych filmów wszech czasów, sporządzone przez zawodowych krytyków filmowych: pierwszy z nich, opublikowany w roku 1967, we francuskim magazynie „Cahiers du cinéma” przyznał „Wschodowi słońca” pierwszą pozycję, zaś ranking Brytyjskiego Instytutu Filmowego z roku 2012 - uznał go za piąty najlepszy film wszech czasów.
Samo dzieło stanowiło niejako przeniesienie na grunt amerykański niemieckich doświadczeń i wzorów. Łatwo to zrozumieć, jeśli weźmie się pod uwagę pochodzenie ekipy produkcyjnej: Murnau - reżyser - to oczywiście Niemiec, Niemcami byli także scenarzysta Carl Mayer (wybitny autor, który m. in. współtworzył scenariusz do niemieckiego filmu ekspresjonistycznego „Gabinet doktora Caligari” z 1920) oraz operator Karl Struss. Dekoratorem zaś był berlińczyk Rochus Gliese, a pierwowzór książkowy to również owoc literatury niemieckiej. Ponadto jeszcze szczegółowy filmu opracowany został w Berlinie. Z tego to powodu zauważyć można podczas seansu, że widnieją tu pewne wpływy niemieckiego ekspresjonizmu filmowego (ekspresjonistyczna gra aktorów, krzywy stół, nienaturalnie wysokie i spiczaste wiejskie chaty, a także mroczne niekiedy i cieniste dekoracje - wszystko to będące wizualnym odzwierciedleniem stanów emocjonalnych głównych bohaterów), a także kammerspielu, gatunku zapoczątkowanego zresztą przez Murnaua (prosta, klarowna fabuła, kameralne wnętrza, niewielka liczba bohaterów). Ponadto niemiecki jest również sposób postrzeganie Ameryki - choćby miasto, które nie jest wizją jakiegoś rzeczywistego miasta - jest składową wizji amerykańskiego „great city”, jak może się ona pojawić w wyobrażeniach Europejczyków. Oczywiście, mówię tu jedynie o wpływach tych nurtów, bowiem „Wschód słońca” nie jest ani ekspresjonizmem, ani kammerspielem - dzięki połączeniu wyobraźni europejskiej z amerykańską energią udało się reżyserowi stworzyć zupełnie nowy, odmienny i niepowtarzalny styl artystyczny.
Fabuła została tu oparta na nieskomplikowanej konstrukcji (celowo, bowiem Murnau twierdził, że sztuka jest prostotą), co nie zmienia faktu, iż mamy tu do czynienia z chyba najpiękniejszą historią kiedykolwiek ukazaną na filmie. Opowieść zaczyna się bowiem wtedy, kiedy kończy się większość innych filmów. Podczas gdy zwykle w Hollywood w chwili pierwszego zauroczenia pary głównych bohaterów, następuje napis „koniec”, we „Wschodzie słońca” dramat dzieje się w chwili życia małżeńskiego i opowiada o próbach, a właściwie jednej próbie, której zostaje ono poddane. Mówi nie o chwilowej fascynacji, ale o prawdziwej, dojrzałej miłości. Dzięki nieskazitelnej czystości intencji Murnaua nie jesteśmy w stanie w niej dopatrzeć się żadnej niedoskonałości, żadnego braku. Fascynująco Mayer miesza różnorodne gatunki filmowe, wachlując naszymi emocjami za skrajności w skrajność. Ani jedna scena nas nie nuży, na każdą spoglądamy z fascynacją, delektujemy się nią.
Chociaż „Wschód słońca” jest filmem doskonałym pod każdym względem, to jednak nie trzeba być wielkim znawcą kina, aby dostrzec, że stanowi on w ogromnej mierze triumf formy. Tak w drugim tomie „Historii sztuki filmowej” prof. dr Jerzy Toeplitz opisuje motywy wizualnych metod obranych przez Murnaua: „Murnau we «Wschodzie słońca» konsekwentnie rozwinął metodę stosowaną w «Portierze z hotelu Atlantic», polegającą na przekazaniu roli narratora - kamerze filmowej. Kamera, która odgrywa rolę ołówka czy pędzla w ręce malarza, opowiada widzowi o bohaterach, ich losach i myślach, często wcielając się w jedną z występujących postaci i jej oczyma patrząc na świat i ludzi. Murnau rozróżniał wyraźnie strefę czynów i myśli, i powołując się na praktykę Jamesa Joyce'a starał się tak jak angielski pisarz dać najpierw obraz duchowy postaci, a potem rzucić go na tło akcji. Dlatego najważniejszą sprawą było stworzenie nastroju za pomocą wszystkich dostępnych środków plastyki filmowej i montażu, taki sposób przemawiania za pomocą kamery, by każda, najbardziej nawet przelotna myśl czy szybko przemijające uczucie znalazły swe odbicie na ekranie. (...) Wymowa obrazów musiała być pełna, wyrażająca jednocześnie warstwę dźwięków naturalnych i tekst dialogów, myśli i zdarzeń rzeczywistych. Murnau, tak zresztą jak jego scenarzysta Mayer, był zdecydowanym przeciwnikiem napisów i stąd konieczność wielkiej dyscypliny w kompozycji obrazu dla uniknięcia wszelkich zbędnych ornamentów czy marginesów, w których zgubić można myśl zasadniczą”. Dlatego też niemal wszystkie sceny Murnau zdecydował się zrealizować wyłącznie w studio, aby mieć całkowitą kontrolę nad położeniem każdego obiektu, by móc operować dowolnie przez siebie wybranymi źródłami światła. Oświetlenie w tym dziele odgrywa ogromną rolę, uwydatnia panujące nastroje, nadaje obrazowi nadzwczajnego uroku wizualnego. Tak samo ważna jest kompozycja obrazu wewnątrz kadru, rytm, dynamika montażu, sposób prowadzenia kamery, sposób pokazywania tego, co dzieje się na ekranie oraz ujęcia trickowe, które pozwalają stworzyć budzące podziw obrazowe metafory, po które współczesny język kina już niestety nie sięga.
To wszystko kształtuje u widza niesamowitą dawkę silnych emocji, które trudno byłoby tu opisać.
W roku 1927 na ekrany wkroczył „Śpiewak jazzbandu”. Choć tak naprawdę nie był on ani pierwszym, ani najdoskonalszym pod względem technicznym filmem dźwiękowym, to jako pierwszy trafił na odpowiednio żyzny grunt publiczności, która była już gotowa na przyjęcie dźwięku w filmie. Z tego powodu w wytwórniach hollywoodzkich wybuchła powszechna panika, czy ludzie zechcą jeszcze oglądać filmy nieme. Co zrobić z filmami niemymi, które czekały już na swoją premierę lub znajdowały się w trakcie produkcji? Tak oto zdecydowano w przypadku arcydzieła Murnaua, by, za pomocą systemu Movietone, zarejestrować muzykę graną przez orkiestrę symfoniczną bezpośrednio na taśmie filmowej. Oczywiście, ówczesne możliwości techniczne zapisu dźwięku nie mogły dorównać pod względem jakości tej, jaką uzyskałaby orkiestra grając w kinie na żywo (jak to zwykle miało miejsce w przypadku wyświetlania niemych filmów), ale w ówczesnej sytuacji nie patrzono na sprawę w ten sposób. Szczęście w nieszczęściu - dzięki temu po dziś dzień możemy oglądać to dzieło w oryginalnej oprawie muzycznej - dzieło, o którym Toeplitz pisał, że jest „pięknym, świadomie tworzonym filmem humanistycznym, głoszącym wiarę w człowieka, w jego moralne siły”.
Michał Zarecki
Friedrich Wilhelm Murnau, wybitny reżyser niemiecki, pozostaje na ustach współczesnej widowni przede wszystkim jako twórca adaptacji „Drakuli” Brama Stokera zatytułowanej „Nosferatu - symfonia grozy” (1922). I choć dzieło to niewątpliwie pozostaje tworem znakomitym, to i tak jego poziom artystyczny nie ma nawet co się równać do genialności nakręconego pięć lat później „Wschodu słońca”. A w przeciągu tych pięciu lat, Murnau rozwijał swój warsztat, pisząc historię kina dziełami takimi jak: „Portier z hotelu Atlantic” (1924), „Faust” i „Świętoszek” (oba z roku 1926).
Te trzy wyżej wymienione produkcje tak bardzo spodobały się Williamowi Foxowi - właścicielowi amerykańskiej wytwórni filmowej Fox Film Corporation, że postanowił on zaprosić Murnaua do Hollywoodu, dać mu do dyspozycji bardzo duży, jak na tamte czasy, budżet, a także pełną swobodę twórczą, aby w zamian podarował Ameryce unikalny film artystyczny. Sam mógł więc zdecydować o wyborze scenariusza, o obsadzie aktorskiej i zaangażowaniu operatorów i dekoratora, co bardzo rzadko zdarza się w historii kina amerykańskiego. Owocem tego stała się premiera 23 września 1927 roku, w nowojorskim Times Square Theatre, adaptacji noweli Hermanna Sudermanna „Podróż do Tylży”, czyli „Wschodu słońca”.
Dzieło od razu zjednało sobie nader entuzjastyczne przyjęcie przez krytykę, a także całkiem dobrą frekwencję szerokiej publiczności na całym świecie. W Polsce sporządzono plebiscyt, w którym widzowie głosowali na najpiękniejszy film sezonu 1927-1928 i tam „Wschód słońca” zajął drugie miejsce, zaraz po „Książęciu krwi” z Rudolfem Valentino w roli głównej. Antoni Słonimski, słynny polski poeta okresu międzywojennego, napisał zaś w Wiadomościach Literackich Kroniki Tygodniowej o arcydziele Murnaua następująco: „Słyszało się już głosy, że film się kończy, że nigdy z prawdziwą sztuką nic nie będzie miał wspólnego. Proszę tych sceptyków o zobaczenie «Wschodu słońca». Ma to wiele wspólnego z prawdziwą sztuką. Tak wiele, że trudno zapomnieć o tym filmie i trudno wspomnieć o nim bez wzruszenia”.
Na pierwszej gali rozdania Oscarów, w 1929, „Wschodowi słońca” przyznano trzy statuetki: za najlepszą aktorkę pierwszoplanową (Janet Gaynor), najlepsze zdjęcia (Charles Rosher, Karl Struss) oraz najlepszą niepowtarzalną i artystyczną produkcję filmową (jako jedynemu filmowi w historii, bowiem w późniejszych latach zrezygnowano z tej kategorii). Otrzymał także nominację za najlepszą scenografię (Rochus Gliese).
Ale siła artystycznego oddziaływania niniejszego dzieła nie przemija, co pokazują dwa rankingi najlepszych filmów wszech czasów, sporządzone przez zawodowych krytyków filmowych: pierwszy z nich, opublikowany w roku 1967, we francuskim magazynie „Cahiers du cinéma” przyznał „Wschodowi słońca” pierwszą pozycję, zaś ranking Brytyjskiego Instytutu Filmowego z roku 2012 - uznał go za piąty najlepszy film wszech czasów.
Samo dzieło stanowiło niejako przeniesienie na grunt amerykański niemieckich doświadczeń i wzorów. Łatwo to zrozumieć, jeśli weźmie się pod uwagę pochodzenie ekipy produkcyjnej: Murnau - reżyser - to oczywiście Niemiec, Niemcami byli także scenarzysta Carl Mayer (wybitny autor, który m. in. współtworzył scenariusz do niemieckiego filmu ekspresjonistycznego „Gabinet doktora Caligari” z 1920) oraz operator Karl Struss. Dekoratorem zaś był berlińczyk Rochus Gliese, a pierwowzór książkowy to również owoc literatury niemieckiej. Ponadto jeszcze szczegółowy filmu opracowany został w Berlinie. Z tego to powodu zauważyć można podczas seansu, że widnieją tu pewne wpływy niemieckiego ekspresjonizmu filmowego (ekspresjonistyczna gra aktorów, krzywy stół, nienaturalnie wysokie i spiczaste wiejskie chaty, a także mroczne niekiedy i cieniste dekoracje - wszystko to będące wizualnym odzwierciedleniem stanów emocjonalnych głównych bohaterów), a także kammerspielu, gatunku zapoczątkowanego zresztą przez Murnaua (prosta, klarowna fabuła, kameralne wnętrza, niewielka liczba bohaterów). Ponadto niemiecki jest również sposób postrzeganie Ameryki - choćby miasto, które nie jest wizją jakiegoś rzeczywistego miasta - jest składową wizji amerykańskiego „great city”, jak może się ona pojawić w wyobrażeniach Europejczyków. Oczywiście, mówię tu jedynie o wpływach tych nurtów, bowiem „Wschód słońca” nie jest ani ekspresjonizmem, ani kammerspielem - dzięki połączeniu wyobraźni europejskiej z amerykańską energią udało się reżyserowi stworzyć zupełnie nowy, odmienny i niepowtarzalny styl artystyczny.
Fabuła została tu oparta na nieskomplikowanej konstrukcji (celowo, bowiem Murnau twierdził, że sztuka jest prostotą), co nie zmienia faktu, iż mamy tu do czynienia z chyba najpiękniejszą historią kiedykolwiek ukazaną na filmie. Opowieść zaczyna się bowiem wtedy, kiedy kończy się większość innych filmów. Podczas gdy zwykle w Hollywood w chwili pierwszego zauroczenia pary głównych bohaterów, następuje napis „koniec”, we „Wschodzie słońca” dramat dzieje się w chwili życia małżeńskiego i opowiada o próbach, a właściwie jednej próbie, której zostaje ono poddane. Mówi nie o chwilowej fascynacji, ale o prawdziwej, dojrzałej miłości. Dzięki nieskazitelnej czystości intencji Murnaua nie jesteśmy w stanie w niej dopatrzeć się żadnej niedoskonałości, żadnego braku. Fascynująco Mayer miesza różnorodne gatunki filmowe, wachlując naszymi emocjami za skrajności w skrajność. Ani jedna scena nas nie nuży, na każdą spoglądamy z fascynacją, delektujemy się nią.
Chociaż „Wschód słońca” jest filmem doskonałym pod każdym względem, to jednak nie trzeba być wielkim znawcą kina, aby dostrzec, że stanowi on w ogromnej mierze triumf formy. Tak w drugim tomie „Historii sztuki filmowej” prof. dr Jerzy Toeplitz opisuje motywy wizualnych metod obranych przez Murnaua: „Murnau we «Wschodzie słońca» konsekwentnie rozwinął metodę stosowaną w «Portierze z hotelu Atlantic», polegającą na przekazaniu roli narratora - kamerze filmowej. Kamera, która odgrywa rolę ołówka czy pędzla w ręce malarza, opowiada widzowi o bohaterach, ich losach i myślach, często wcielając się w jedną z występujących postaci i jej oczyma patrząc na świat i ludzi. Murnau rozróżniał wyraźnie strefę czynów i myśli, i powołując się na praktykę Jamesa Joyce'a starał się tak jak angielski pisarz dać najpierw obraz duchowy postaci, a potem rzucić go na tło akcji. Dlatego najważniejszą sprawą było stworzenie nastroju za pomocą wszystkich dostępnych środków plastyki filmowej i montażu, taki sposób przemawiania za pomocą kamery, by każda, najbardziej nawet przelotna myśl czy szybko przemijające uczucie znalazły swe odbicie na ekranie. (...) Wymowa obrazów musiała być pełna, wyrażająca jednocześnie warstwę dźwięków naturalnych i tekst dialogów, myśli i zdarzeń rzeczywistych. Murnau, tak zresztą jak jego scenarzysta Mayer, był zdecydowanym przeciwnikiem napisów i stąd konieczność wielkiej dyscypliny w kompozycji obrazu dla uniknięcia wszelkich zbędnych ornamentów czy marginesów, w których zgubić można myśl zasadniczą”. Dlatego też niemal wszystkie sceny Murnau zdecydował się zrealizować wyłącznie w studio, aby mieć całkowitą kontrolę nad położeniem każdego obiektu, by móc operować dowolnie przez siebie wybranymi źródłami światła. Oświetlenie w tym dziele odgrywa ogromną rolę, uwydatnia panujące nastroje, nadaje obrazowi nadzwczajnego uroku wizualnego. Tak samo ważna jest kompozycja obrazu wewnątrz kadru, rytm, dynamika montażu, sposób prowadzenia kamery, sposób pokazywania tego, co dzieje się na ekranie oraz ujęcia trickowe, które pozwalają stworzyć budzące podziw obrazowe metafory, po które współczesny język kina już niestety nie sięga.
To wszystko kształtuje u widza niesamowitą dawkę silnych emocji, które trudno byłoby tu opisać.
W roku 1927 na ekrany wkroczył „Śpiewak jazzbandu”. Choć tak naprawdę nie był on ani pierwszym, ani najdoskonalszym pod względem technicznym filmem dźwiękowym, to jako pierwszy trafił na odpowiednio żyzny grunt publiczności, która była już gotowa na przyjęcie dźwięku w filmie. Z tego powodu w wytwórniach hollywoodzkich wybuchła powszechna panika, czy ludzie zechcą jeszcze oglądać filmy nieme. Co zrobić z filmami niemymi, które czekały już na swoją premierę lub znajdowały się w trakcie produkcji? Tak oto zdecydowano w przypadku arcydzieła Murnaua, by, za pomocą systemu Movietone, zarejestrować muzykę graną przez orkiestrę symfoniczną bezpośrednio na taśmie filmowej. Oczywiście, ówczesne możliwości techniczne zapisu dźwięku nie mogły dorównać pod względem jakości tej, jaką uzyskałaby orkiestra grając w kinie na żywo (jak to zwykle miało miejsce w przypadku wyświetlania niemych filmów), ale w ówczesnej sytuacji nie patrzono na sprawę w ten sposób. Szczęście w nieszczęściu - dzięki temu po dziś dzień możemy oglądać to dzieło w oryginalnej oprawie muzycznej - dzieło, o którym Toeplitz pisał, że jest „pięknym, świadomie tworzonym filmem humanistycznym, głoszącym wiarę w człowieka, w jego moralne siły”.
Michał Zarecki
- Addeddate
- 2017-05-14 11:27:37
- Closed captioning
- no
- Color
- color
- Identifier
- WschodSlonca
- Scanner
- Internet Archive HTML5 Uploader 1.6.3
- Sound
- sound
- Year
- 1927
comment
Reviews
There are no reviews yet. Be the first one to
write a review.